O tym, że brykiet drzewny można kupić nawet w markecie spożywczym, wspominałem już przy okazji testu paliwa kominkowego kupionego w Auchan. Kiedyś, będąc na zakupach w Carrefour-ze wpadłem całkiem przypadkiem na paletę z brykietem. Obok niego stała druga, z workami z drewnem opałowym i trzecia z eko-groszkiem. O ile to drugie i trzecie raczej nie robi na mnie wrażenia, o tyle możliwość kupienia brykietu w markecie „raczej spożywczym” już tak. A, że prowadzę tego bloga i testuję na nim wszystko, co można w kominku spalić, to nie mogłem obok takiej okazji przejść obojętnie. I tak oto, obok zakupów na obiad, w koszyku wylądowały również dwie paczki brykietu drzewnego.
Jak widać na zdjęciu, cena brykietu jest dość mocno zaporowa. Gdybym nie chciał sprawdzić, ile tak na prawdę wart jest ten brykiet, nie kupiłbym go. Prawie dycha za 10 kg, to cena dla Pini-Kay-a a nie RUF-a, który jest zagadką. No ale misja mojego bloga wymaga poświęceń, więc kupiłem porcję testową.
Brykiet kilka dni przeleżał w garażu, aż nadszedł wielki dla niego dzień, test ogniowy.
Produkt zapakowany jest w solidny worek foliowy, zgrzewany. Folia jest gruba i uszkodzić ją nie jest łatwo. Wystające rogi ułatwiają przenoszenie brykietu. Z opakowania nie kruszą się trociny o ile nie jest uszkodzone.
Do opakowania załączona jest etykieta, ładna, napisana w dwóch językach. Znajdziesz na niej, poza określeniem rodzaju brykietu, następujące informacje:
- Brykiet z czystego drewna
- Wartość grzewcza 200-350 kg/MWh
- Wilgotność 8-10%
- Minimalna ilość popiołu
- Opakowanie zawiera 12 szt. (ok. 10 kg).
- Czyste, poręczne opakowanie
- Bezpieczny i wygodny przy podpalaniu
- 1 paleta to 96 opakowań po 12 szt.
- Waga palety 980 kg.
Pierwsze siedem punktów według mnie jest ok. Dwa pozostałe producent mógł sobie darować, bo są to informacje w ogóle nie przydatne dla osób, które kupują brykiet po kilka paczek a nie w cało-paletowych dostawach.
Informacje te są również przetłumaczone na język niemiecki więc podejrzewam, że brykiet ten oferowany jest na rynku polskim jak i u naszych zachodnich sąsiadów. Powinien być więc całkiem dobry.
Producent deklaruje wilgotność na poziomie 8-10 %. Moje pomiary wykazały, że jest znacznie lepiej. Wilgotnościomierz w kontakcie w kilkoma kostkami cały czas wskazywał 00% co oznacza, że wilgotność paliwa kominkowego wynosi 5% lub mniej. Czyli znów jest tak, jak być powinno.
Już w chwili, kiedy wkładałem brykiet do koszyka w sklepie, zauważyłem. że kostki są śnieżnobiałe. Świadczy to o tym, że zrobione są z jasnego drewna, ale nie potrafię stwierdzić z jakiego, oraz, że w brykiecie nie ma trocin z kory. Ten brykiet ” wypada dość blado” na tle innych tego typu produktów.
Kolejną ciekawą obserwacją było zważenie obydwu zakupionych opakowań brykietu. Waga w przypadku każdego z nich zatrzymała się na wskazaniu 10,2 kg. Zgodnie z deklaracją producenta.
Kostki miały prawie identyczne wymiary. Każda zmierzona była długa na 15,5 cm i szeroka na 6,3 cm. Jedynie wysokość zmieniała się w zakresie 9 – 9,5 cm. Można jednak przyjąć, że wymiary kostek były identyczne. Kostki mierzyłem suwmiarką.
Kostki były solidnie sprasowane, nie kruszyły się, nie można były ich przełamać w rękach. Kiedy otworzyłem opakowanie, w garaży dało się wyczuć zapach drewna. Brykiet ten dość intensywnie pachnie drewnem. Kostki zrobione są z trocin o średniej grubości trocin. Ale nie jest to pył drzewny ani śmieci spod maszyny. To czyste, zdrowe trociny bez dodatku kory
Po tych „badaniach laboratoryjnych” przyszedł czas na najważniejszy sprawdzian, czyli rozpalenie w kominku.
Tradycyjnie już opróżniłem komorę kominka, zbudowałem wieże z brykietu, podłożyłem kostkę podpałki i podłożyłem ogień.
Dobre brykiety, które testowałem wcześniej, po wypaleniu się kostki podpałki zajmowały się ogniem i płonęły. W tym przypadku po serii dobrych danych dotyczących tego produktu, spotkało mnie pierwsze rozczarowanie. Podpałka wypaliła się, a brykiet wcale nie ogrzewał mi domu. Jedyne, co się wydarzyło, to kilka kostek zaczęło się żarzyć, w kominku maiłem pełno dymu a ognia jak nie było, tak nie ma.
Pomyślałem sobie, że może ten brykiet potrzebuje więcej podpałki. Poświęciłem się więc, zadymiłem trochę salon i dołożyłem drugą kostkę rozpałki do grilla. Ale niestety i to nie pomogło. Parafina wypaliła się, a brykiet ani drgnął. Jak się tlił, tak kontynuował ten niekorzystny proces. Dobrze, że chociaż dym nie śmierdział.
Postanowiłem po raz trzeci rozpalić w kominku. Znów wpuszczając trochę dymu do salonu dołożyłem do kominka, tym razem kilka drobnych kawałków suchego drewna rozpałkowego. Drzazgi po chwili zajęły się ogniem i zaczęły płonąć pięknym, złotym płomieniem.
Niestety, i tym razem rozczarowałem się. Nie będę tutaj pisał, ile razy próbując rozpalić ten brykiet użyłem słów uznawanych za niecenzuralne, bo wpis mógłby się niebezpiecznie rozciągnąć. Powiem tylko, że wkurzyłem się na ten produkt dość solidnie.
Brykiet za żadne skarby nie chciał się zapalić jak należy.
Za czwartym razem chciałem już wywalić wszystko z kominka i rozpalić innym brykietem, ale postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szansę. Załadowałem do kominka, zadymiając salon po raz trzeci, solidną porcję drobnych drzazg rozpałkowych i czekałem na wynik eksperymentu.
Na szczęście dla tego brykietu, czwarte podejście zakończyło się sukcesem. Duża ilość suchych, drobnych kawałków drewna zrobiła swoje i brykiet w końcu zaczął się palić. Kostki zajęły się ogniem a w salonie zaczęło robić się ciepło.
Półtorej godziny czekałem na rozpalenie się ognia w kominku. Dobrze, że za oknem nie było -20 stopni Celsjusza, bo zanim ten brykiet zacząłby się palić, to cała rodzina zmarzłaby.
Produkty konkurencji są pod względem rozpalania się w kominku o wiele lepsze. Jedna kostka podpałki, maksymalnie pół godziny i w kominku mamy gorąco.
Dopiero po dwóch godzinach od załadowania kominka ogień zaczął robić swoje i w palenisku było gorąco. Sytuacja w kominku wglądała tak, jak na zdjęciu poniżej.
Kiedy już ogień zadomowił się w kominku, przymknąłem dopływ powietrza i cieszyłem się ciepłem płynącym od kominkowej szyby.
Na szczęście więcej rozczarowań już nie było. Brykiet palił się jak należy, generujący przy tym sporo ciepła. I co ciekawe, nie brudziły szyby. Owszem, była trochę przydymiona, ale to wynik kiepskiego rozpalania się brykietu.
Co ciekawe, brykiet palił się dość długo. 3,5 godziny palenia to czas jaki można osiągnąć bez problemu, oczywiście przy odpowiednim sterowaniu dopływem powietrza. Podczas palenia brykiet generuje dość dużo ciepła.
Ponieważ przez nieplanowany poślizg było już dość późno, nie dokładałem do kominka ale poszedłem spać. Rano postanowiłem zbadać, ile popiołu zostało z jednej paczki testowanego brykietu kominkowego.
Niestety, w tym momencie nadeszło kolejne rozczarowanie. W kominku zostało dość dużo, co prawda drobnego i jasnego, ale jednak popiołu.
Jest go zdecydowanie więcej niż z liderów mojego zestawienia, jest go za dużo.
Podsumowanie testu.
Jak widać, brykiet już niedługo będzie można kupić wszędzie. W Biedronce, na stacji benzynowej, w kiosku Ruch-u, w Żabce i wszędzie tam, gdzie często zaglądamy. Wyskoczymy po kilo cukru, dokupimy brykiet, pójdziemy rano po chleb, weźmiemy brykiet do tego, pojedziemy zatankować samochód, za resztę brykietu kupimy. Pięknie będzie 🙂
Testowany brykiet kupiłem w sklepie, w którym nie spodziewałbym się go spotkać. I przyznam się szczerze, że jeśli nie będę musiał, to więcej go nie kupię.
Po pierwsze, cena tego paliwa kominkowego jest mocno zawyżona. Po drugie, ten brykiet bardzo ciężko się rozpala a po trzecie pozostaje po nim dużo popiołu.
Zaletą tego brykietu jest to, że jest dobrze zapakowany, ładnie pachnie, jest dobrze wykonany i nie zawiera trocin z kory. Jak już się rozpali to grzeje. Ale zanim zacznie grzać, to współpraca z nim kosztuje wiele wysiłku.
Za znacznie mniej złotówek można kupić znacznie lepszy brykiet z którego będzie więcej pożytku niż z produktu oferowanego przez Carrefour. Po tym teście mam mieszane uczucia, związane z tym brykietem, Wiem jednak, że trwałego związku z nim nie zbuduję i więcej do koszyka ze spożywczymi zakupami go nie włożę.