W kominku powinniśmy palić drewnem. Ale może ono mieć różną postać. Jest brykiet drzewny, połupane szczapy, ale jest też pellet. To taki mini brykiet w kształcie walca. Zazwyczaj ma 6 mm średnicy i długość kilkunastu milimetrów. Pierwsze próby palenia pelletem w kominku mam już za sobą. Opisałem je w tym wpisie. Przeprowadziłem je już jakiś czas temu i nie wypadły zbyt pomyślnie, ponieważ sam pellet nie chce się palić w palenisku kominka. Tym razem postanowiłem sprawdzić, jak będzie się sprawowało połączenie brykietu i pelletu.
Tak na prawdę wpis ten jest odpowiedzią na prośby i uwagi jakie do mnie wysyłacie WY, czyli czytelnicy mojego bloga. Zauważyliście, że opisywane przeze mnie sposoby palenia w kominku są ok, ale najlepsze efekty uzyskujemy, kiedy mamy kominek z płaszczem wodnym. Wtedy ewentualny nadmiar ciepła magazynowany jest w buforze, w rurach, w kaloryferach i kiedy w palenisku już wygaśnie, to w domu w dalszym ciągu jest ciepło, bo korzystamy z ciepłej wody z bufora. Trochę gorzej sprawa się ma u osób, które mają kominek bez płaszcza wodnego i ogrzewają dom ciepłym powietrzem, rozprowadzanym znad kominka do pomieszczeń w domu. Kiedy załadują dużo brykietu, to w domu jest za gorąco, a kiedy wygaśnie, szybko robi się chłodno. Brykiet szybko się wypala i trzeba co kilka godzin dokładać do paleniska. Aby nie być gołosłownym, poniżej zamieszczam screeny z niektórymi mailami, jakie otrzymałem.
Trochę mnie to zaniepokoiło i postanowiłem poszukać sposobu, żeby pomóc wszystkim, którzy ogrzewają dom kominkiem z i bez płaszcza wodnego. Chciałem znaleźć sposób, żeby paliwo, którym załadujemy kominek paliło się dłużej, mniej intensywnie. Aby generowana była stała, wystarczająca do ogrzewania, porcja ciepła przez kilka a najlepiej kilkanaście godzin. Do tego celu postanowiłem wykorzystać pellet, który sam w sobie kiepsko się palił i wręcz sprawiał, że ogień przygasał. Pomyślałem, pokombinowałem i wykonałem pierwszą próbę. Od razu zaznaczam, że nie ostatnią, bo kiedy piszę ten post, w kominku testuje się już inna wersja brykietowo-pelletowego przekładańca.
W pierwszym kroku włożyłem do kominka 12 kostek brykietu RUF. Trochę dużo, ale mój kominek też jest słusznych rozmiarów. Kostki postawiłem „pionowo”, zostawiając między nimi po około 2 cm luzu. Osoby, które mają mniejszy kominek będą potrzebowały mniejszej ilości brykietu na pierwszą warstwę. Ilość paliwa kominkowego należy dobierać nie tylko do wielkości kominka, ale także do aktualnego zapotrzebowania na ciepło. Jeśli na zewnątrz jest ciepło, kiedy chcemy tylko trochę ogrzać dom, to oczywiście mniej paliwa załadujemy do kominka.
Krok drugi to zasypanie wolnych przestrzeni pelletem. W moim przypadku był to pellet Magma o średnicy 6 mm kupiony w OBI. Testy innych pelletów, które można wykorzystać w kominku, też przeprowadzę. W mojej głowie jest też pomysł na palenie w kominku samym pelletem, bez brykietu, ale to odległa przyszłość.
Wolne przestrzenie zasypałem do wysokości kostek brykietu, tak, jak widać na poniższej fotografii.
Krok trzeci to ułożenie kolejnej warstwy brykietu na górze, z tyłu kominka. Tym razem kostki ułożyłem prostopadle do tych, ułożonych na spodzie, tak jak na poniższym zdjęciu. Wolną przestrzeń zasypałem, jak wcześniej, pelletem. Na samej górze dałem brykiet walec i PiniKay, który powinien rozpalić ten brykietowo-pelletowy stos.
Do przygotowania tego wsadu wykorzystałem 20 kostek brykietu RUF, 6 kg pelletu, jeden kawałek brykietu w kształcie walca i dwa małe kawałki Pini-Kaya.
Teoretycznie powinno być tak, że brykiet będzie się żarzył, od góry w dół, otaczający go pellet będzie spowalniał ten proces a kominek będzie długo ale mniej intensywnie grzał. A jak to wyglądało w praktyce? Czy moje teoretyczne rozważania sprawdziły się?
Do rozpalenia użyłem jedną kostkę rozpałki do grilla. Włożyłem ją pod czarny brykiet i podpaliłem. Na zegarze była wtedy 19:17. Na czas rozpalania zostawiłem lekko uchylone drzwiczki kominka.
Po 15 minutach ogień pięknie się rozpalił, więc zamknąłem kominek, ale dopływ powietrza z zewnątrz został otwarty na maksimum. Jak na razie wszystko zgodnie z planem, stos zaczyna się palić od góry.
Po 30 minutach od podłożenia ognia sytuacja trochę się zmieniła. Kostki umieszczone na samej górze zmieniły swoje kształty, spadły i ogień nieco przygasł.
Postanowiłem jednak nie dotykać kominka i poczekać na dalszy rozwój wypadków. Jak ogień zgaśnie całkiem, będę interweniował. O 20:05, czyli niecałą godzinę od rozpoczęcia testu w palenisku pięknie tańczyły płomienie. Warto było czekać. Tylko nie całkiem tak to miało wyglądać. Zajęła się ostatnia, najniższa warstwa, która miała spalać się na końcu.
O 20:55 czyli ponad półtorej godziny od podłożenia ognia w domu miałem już gorąco, w kominku czerwono i postanowiłem przymknąć dopływ powietrza o 2/3. Poniższe zdjęcie zrobiłem przed wykonaniem tej operacji. Jak widać, brykiet i pellet pięknie się palą.
Od tej chwili ogień powoli, ale systematycznie przygasał, a brykiet i pellet przestawały się palić a zaczynał żarzyć. Zdjęcie które widać poniżej, wykonałem o 22:00.
O godzinie 23:29, czyli ponad cztery godziny od rozpoczęcia testu za szybą kominka miałem stos gorących, żarzących się brykietów i pelletu. Niestety, zbyt mocno przymknąłem dopływ powietrza, za co zapłaciłem lekko przydymioną szybą. Niestety, czasem nie trafię w to najbardziej optymalne położenie przepustnicy i tak mam.
I to było ostatnie zdjęcie, jakie wykonałem tego wieczora. Poszedłem spać zostawiając kominek bez zmian w ustawieniu przepustnicy. Rano o 8:40 czyli prawie 13,5 godziny od rozpalenia, w kominku zobaczyłem spory stos białego, gorącego popiołu. W domu miałem cieplutko i przyjemnie. Ogrzewanie nie włączyło się i ciepła woda nie była pobierana z bufora.
Postanowiłem sprawdzić, co kryje się pod popiołem. Rozgarnąłem go i zobaczyłem czerwone kawałki brykietu i pellet. Nie pozostało nic innego, jak dołożyć trochę suchego drewna i palić na nowo. Ale, że za oknem temperatury bardziej wiosenne niż zimowe, to nie rozpalałem na nowo.
Kominek był gorący, cały czas grzał, niezbyt mocno, ale woda w płaszczu miała ponad 55 stopni Celsjusza, bo pompa, która załącza się przy takiej temperaturze, cały czas pracowała.
Chwilę później drewno zaczęło się palić.
O 11:30 ponownie zajrzałem do paleniska. Ponad 16 godzin wcześniej rozpalałem w kominku. Postanowiłem, że dla testu zobaczę, jak wygląda stos brykietu i pelletu. Rozgarnąłem go na środku i zobaczyłem gorące kostki żarzącego się RUF-a.
W tak przygotowaną wnękę wrzuciłem dwa kawałki RUF-a, zamknąłem drzwiczki kominka i do wieczora nie musiałem już więcej dokładać. Od świeżych kostek zaczęły się wolno palić te, które żarzyły się pod warstwą gorącego popiołu, wymieszane z pelletem. Dopiero na noc załadowałem trzy kostki RUF-a i miałem ciepło aż do rana. W ten sposób, w domu miałem ciepło od piątku, od 19:17, do niedzieli. W kominku rozpaliłem dopiero w niedzielę, około 18:00. Można więc założyć, że spalając 25 kostek brykietu RUF, 6 kg pelletu i jeden brykiet w kształcie walca, miałem ciepło w domu przez 48 godzin. A to wynik rewelacyjny. Co prawda, nie było mrozów, ale temperatury nocą oscylowały wokół zera.
Jak łatwo policzyć, na godzinę spalałem 0,5 kostki brykietu i 0,125 kg pelletu.
Ten sposób ułożenia paliwa kominkowego ma jedną wadę. Niestety, popiół i pellet, którym zasypany jest brykiet, owszem, opóźnia spalanie się paliwa kominkowego, ale w końcowej fazie znacznie obniża temperaturę wkładu. Nie jest źle, bo według mojego sterownika od pompy wynosiła ona od 35 do 55 stopni Celsjusza w chwili, kiedy nie dokładałem do kominka, ale mogłoby być trochę lepiej. No i druga sprawa, to konieczność rozgarnięcia stosu na drugi dzień, żeby dostarczyć do żarzącego się brykietu powietrze, które ogranicza popiół. Być może w kominkach, w których jest mocniejszy ciąg kominowy sytuacja będzie nieco lepsza. Po wygaśnięciu ognia okazało się również, że w narożnikach paleniska, w szczelinach między szamotem zostało sporo niedopalonego pelletu. A tak nie powinno być. Owszem, wygarnąłem go i dopaliłem w kolejnych dniach, ale chciałbym tego uniknąć.
Dobra informacja jest taka, że ta próba dała mi do myślenia i wiem już, co muszę poprawić, żeby było lepiej. Jak już wspomniałem, pisząc ten wpis, w kominku testuję już inną wersję brykietowo-pelletowego przekładańca. Opiszę go wkrótce i porównam z pierwszą wersją.
Mam nadzieję, że opisany przeze mnie sposób na wydłużenie czasu spalania się brykietu pomoże choć jednej osobie. Chciałbym, aby dzięki temu nie trzeba było dokładać do kominka przez kilkanaście godzin, mniej brykietu zostało spalone a w domu było wystarczająco ciepło i nie za gorąco. Jeśli ktoś z WAS sprawdził ten sposób w swoim kominku, to niech zostawi swoje uwagi w komentarzu pod tym wpisem albo wyśle do mnie maila. Zarówno z pochwałami jak i krytycznymi uwagami. Wszystko przeanalizuję i spróbuję poprawić swoje błędy. A tymczasem uciekam sprawdzać, jak tam kominek i nowy sposób palenia połączeniem brykietu i pelletu.