Dążenie do perfekcji, do długiego i efektywnego palenia w kominku stało się moim celem. Chciałbym załadować kominek raz na dobę i cieszyć się ciepłem w domu. Wiem, że jest to możliwe. Korzystając z zalet brykietu kominkowego da się osiągnąć taki wynik. Muszę tylko znaleźć odpowiednie ułożenie paliwa kominkowego. Kilka dni temu opisałem moją pierwszą próbę – Kominkowy przekładaniec wersja 1. Było nieźle, ale nie tak, jak bym chciał. W tym wpisie opisuję wersję drugą kominkowego przekładańca. To moje drugie podejście w drodze do perfekcji. A czy ostanie? Tego nie mogę powiedzieć.
Kilka dni temu opisałem kominkowy przekładaniec w pierwszej wersji. Ponieważ była to wersja eksperymentalna, postanowiłem nieco go zmodyfikować i sprawdzić „jaki uda mi się wykręcić czas” palenia w kominku bez potrzeby dokładania do paleniska.
W sobotni wieczór rozpocząłem test wersji drugiej kominkowego przekładańca.
Jak zawsze, wybrałem popiół z kominka, umyłem szybę i przystąpiłem do układania w kominku warstw opału.
Krok pierwszy, pellet drzewny. Tym razem 12 litrów pelletu czyli trzy małe wiaderka. W poprzedniej wersji wsypałem tylko dwa.
Krok drugi to brykiet. Ponieważ powiedziałem sobie, że dam Barlinkowi drugą szansę, to postanowiłem przełożyć pellet brykietem RUF z Barlinka, tym z drzewkiem na kostkach.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Na pellet ułożyłem 22 kostki brykietu.
Prawie 2 paczki brykietu na jeden wsad. No cóż, jak się ma duży kominek, to trzeba do niego dużo wsadzać. Brykiet ułożony dość ciasno, jedna kostka obok drugiej. Tym razem jednak nie ułożyłem kostek po bokach w pionie, tylko na płasko. Według mnie wolniej będzie się to wszystko palić.
Na 18 kg brykietu poszło sześć kawałków suchej brzozy.
Na to wszystko położyłem kilka kawałków drewna podpałkowego, kostkę podpałki do grilla i podpaliłem to wszystko.
Ogień szybko zajął drewno rozpałkowe, ogrzewając trochę komin przy rozpalaniu. Ponieważ ognisko było „wysoko”, szyba jest czysta. To zaleta palenia „od góry”, które polecam i praktykuję.
Jak tylko ogień dobrze się rozpalił, zaczęły się palić kawałki brzozy. Generowały przy tym dużo ciepła, dużo ognia, i nie brudziły szyby.
Po 40 minutach drewno już solidnie grzało, ale co ciekawe, zaczął się również palić brykiet. Ale nie był to żywy ogień tyko żar, który dawał dużo ciepła. Czyli tak, jak brykiet powinien się zachowywać. Palić się długo i gorąco.
Po godzinie drewno już częściowo się wypaliło. W końcu to brzoza, czyli drewno dość szybko spalające się w kominku. Ale w tym przypadku o to właśnie chodziło. Żeby szybko się rozpaliło. Zadanie podtrzymania ciepła i wydłużenie procesu palenia przejmuje brykiet a w kolejnym kroku pellet.
Jak widać i czuć, kominek był już solidnie rozgrzany.
I w tym momencie popełniłem mały błąd. Zbyt mocno przymknąłem dopływ powietrza, żeby nieco spowolnić proces spalania. Zapłaciłem za to brudną szybą, co będzie widać na kolejnych zdjęciach.
Po dwóch godzinach w kominku nie było ognia, była za to góra gorących brykietów i węgla drzewnego. Proces spalania przemienił się w proces żarzenia się brykietu. Niestety kosztem brudnej szyby.
Jak tylko zauważyłem, że szyba zaczyna się brudzić, otworzyłem nieco dopływ powietrza. Po kilku minutach w kominku znów pojawił się ogień. Dopalały się kawałki drewna, które były na wierzchu ogniska.
Czas mijał a ja wciąż nie musiałem dokładać do kominka. Ogień radośnie tańczył między brykietami, w domu miałem ciepło i przyjemnie.
Około pierwszej w nocy, ponad pięć godzin od rozpalenia. W kominku wciąż jest gorąco i nie muszę do niego zaglądać. Tylko ta szyba…. No cóż, z szybą w kominku jest jak z rozbrajaniem bomby. Jeden mały błąd i nie ma odwrotu. Jeśli nadejdzie ten dzień, kiedy będę musiał wymienić drzwiczki w kominku, to zastanowię się nad szybą piorlityczną, wtedy cały ten nalot powinien się wypalić pod wpływem wysokiej temperatury.
Po zrobieniu tego zdjęcia poszedłem spać. Myślałem, że rano w kominku będzie już zimno. Ale pozytywnie się zaskoczyłem. O 10 rano w niedzielę, w kominku było wciąż gorąco. W popiele było jeszcze pełno czerwonych, żarzących się kostek brykietu. Dodatkowo pellet, który był na samym dole generował sporo ciepła. Czyli 15 godzin bez zaglądania do kominka, no gdyby nie ten fotoreportaż :-).
Zamknąłem drzwi kominka i zapomniałem o nim. W domu miałem ciepło, szyba była brudna więc musiałem poczekać, aż w kominku całkiem wygaśnie, żeby go wyczyścić.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w poniedziałek rano, około 9:30 chciałem zabrać się za jego czyszczenie. Szyba byłe lekko ciepła, a w komorze kominka, w popiele było pełno czerwonych kawałków brykietu, które po rozsunięciu popiołu zaczęły się rozpalać i rozgrzewać kominek.
Kurcze, jedno załadowanie kominka, a spokój na prawie 40 godzin. Nieźle. Toż to lepiej niż w większości piecy zasypowych.
Ponieważ najlepsze palenie to ciągłe palenie, umyłem tylko lekko ciepłą jeszcze szybę, dołożyłem do kominka 2 kawałki brykietu i zamknąłem kominek. Otworzyłem dopływ powietrza na maksimum i znów po kilkunastu minutach miałem ogień w kominku. Żyć nie umierać, tak to można w kominku palić. Nawet w piecu C.O, w którym paliłem kilkanaście lat nie uzyskałem takiego wyniku.
Jak widać, przy odrobinie chęci i odpowiednim doborze sposobu palenia i paliwa do kominka można mieć w domu ciepło przez dwa dni, bez zaglądania do kominka.
A jak już mam rozgrzany dom, to nie muszę tyle grzać, aby utrzymać temperaturę w domu na odpowiednim poziomie 22-23 stopni.
Podsumowując, brykiet Barlinka nadaje się do palenia, ale nie samodzielnie, lecz po wcześniejszym rozpaleniu w kominku drewnem. Dobry dobór paliwa i sposobu jego załadunku pozwala na cieszenie się ciepłem i klimatem kominka przez dwa dni, bez potrzeby dokładania do kominka. Nie mamy dymu w domu, nie musimy biegać do kotłowni, mamy święty spokój.
W niedługim czasie chcę przetestować jeszcze jedną wersję kominkowego przekładańca. Bez pelletu, z samym brykietem i drewnem. Zapraszam więc do subskrybowania mojego bloga i czytania moich wpisów.